Wśród wielu osób, jakie przypadkowo spotkałem niektóre pozostawiły na długie lata, ślad w mojej pamięci. Tak było w przypadku mojego spotkania z prof. dr. n. med., ks. Henrykiem Mosing. Poznałem go w Gródku na Ukrainie. Za Zbrucz pojechałem pierwszy raz w 1989 roku zaledwie kilkanaście dni po otrzymaniu święceń kapłańskich. Wyjazd tam doradziły mi siostry zakonne pracujące we Lwowie. Mówiły: jedz tam, bo jest to jedna z nielicznych parafii, jakie działają na Ukrainie i potrzeba tam księży do pomocy. Same siostry działały w ukryciu i jak jedna z nich mi powiedziała, nawet jej rodzice nie wiedzą, że jest osobą konsekrowaną Bogu. Przez trzy dni udzieliły mi schronienia w swoim mieszkaniu, by następnie odprowadzić na autobus, który po kilkunastu godzinach dowiózł mnie do tej niezwyklej miejscowości. Piszę niezwyklej, bo przez lata, mimo szalejącego komunizmu w tej parafii istniała parafia katolicka. Czasy powoli się zmieniały i w roku moich święceń księża coraz częściej pojawiali się na wschodzie, zaspakajając ludzkie pragnienie Boga.
Kiedy pojawiłem się w parafii, ku mojemu zdziwieniu zastałem tam mojego kursowego współbrata ks. Andrzeja, który do Gródka przybył kilka dni wcześniej. Była też siostra Regina z siostrzanego zgromadzenia. Zaczęła się praca, polegające na wielogodzinnych spowiedziach przed odpustem św. Antoniego. Przez kilka pierwszych dni znałem drogę, jedynie z pomieszczenia gdzie spałem, do konfesjonału. Wtedy też podczas posługi w konfesjonale poznałem brata pochodzącego z tej parafii mojego innego współbrata ks. Ułaszkiewicza. Zginął on, pracując wśród Polaków w Iraku. Z czasem proboszcz zaczął mnie wysyłać do oddalonych wiosek i miasteczek, gdzie jechałem z przydzielonym kierowcą. Taki wyjazdy polegały na spowiedziach oczekujących tam ludzi, Mszy i szybkim powrocie do Gródka. Nie miałem bowiem pozwolenia na oficjalne działanie jako ksiądz. Często jeździłem wspólnie z ojcem Pawłem, niezwykłym człowiekiem. O jego historii dowiedziałem się, kiedy nabrał do mnie zaufania. Potem kiedy wracałem do Polski, zaprosił mnie nawet bym zatrzymał się w jego mieszkaniu na Łyczakowie. Oczywiście skorzystałem z zaproszenia, a na pamiątkę tego pobytu podarował mi obrazek. Było to czarno białe zdjęcie zakonnika leżącego przed Aniołem, który waży jego dobre i złe czyny.
Jednak o całej wielkości tego niezwykłego lekarza i kapłana dowiedziałem się dopiero po powrocie do Polski. Kilka lat później, pracując w Brazylii, przypadkowo znalazłem też w przysłanej mi z Polski gazecie informacje o jego śmierci. Pozwalam sobie przedstawić czytelnikom mojej strony historię tego Sługi Bożego opisaną przez Władysława Sicińskiego prezesa Katolickiego UTW we Lwowie:
O życiu naukowym i osiągnięciach Pana Doktora (tak wszyscy zwracali się do prof. Henryka Mosinga) wygłosiła referat dr n. med. Irena Kurhanowa, o życiu duchownym opowiadał autor poniższego tekstu. Pracowałem u Pana Doktora i dobrze go poznałem również z jego opowiadań. Nie będę opowiadał o jego życiu naukowym i osiągnięciach w badaniach nad tyfusem plamistym, bo dużo już na ten temat powiedziano i napisano. Urodził się Henryk Mosing 27 stycznia 1910 roku we Lwowie w rodzinie wojskowego lekarza. Ukończył wydział medyczny Lwowskiego Uniwersytetu im. Jana Kazimierza i po otrzymaniu dyplomu, od 1934 roku pracował w laboratorium prof. Rudolfa Weigla. Przez następne cztery lata 1935–39 pracował jako kierownik Centralnego Laboratorium Biologicznego Państwowego Zakładu Higieny w Warszawie.
W 1939 roku wybuchła druga światowa wojna – dr Henryk Mosing wrócił do Lwowa i pozostał już tu do końca życia, pracując w Instytucie Badań nad tyfusem plamistym u boku prof. Rudolfa Weigla. Pierwsza okupacja przez Armię Czerwoną w latach 1939–1941 i określone warunki sprawiły, że obaj uczeni w dalszym ciągu prowadzili zakład i prace badawcze oraz produkcję szczepionki przeciw tyfusowi, a że okupanci byli zawszeni niezmiernie – szczepionka była niezbędna do ratowania życia żołnierzy.
Następny okupant, Niemcy (1939–1944), podobnie jak jego koalicjant, potrzebował szczepionki dla swoich żołnierzy wysyłanych na wschód, a więc zakład pozostał jako placówka niezależna. Polacy byli zatrudniani jako karmiciele wszy, których legitymacja zakładu prof. Weigla chroniła od wysyłki na roboty do Niemiec, dawała środki utrzymania i równocześnie umożliwiała zdobycie szczepionki dla żołnierzy AK. Okupanci pozwalali obu uczonym na swobodną kontynuację pracy naukowej w zakładzie. Dr Mosing został przez prof. Weigla powołany na stanowisko kierownika laboratorium szczepionek, równocześnie sprawował funkcję zastępcy do spraw naukowych swego szefa. Dzięki tej sytuacji zakład mógł pracować pełną parą, zatrudniając polską inteligencję, uczonych i aktywnie działającą grupę lwowskiego podziemia, co dawało im możliwość przeżycia w tych trudnych czasach. Szczepionka, dzięki odwadze prof. Rudolfa Weigla, przy współpracy dr. Henryka Mosinga oraz całego zespołu naukowego, trafiała nie tylko do rąk okupantów, ale także do oddziałów polskiego ruchu oporu, do obozu pracy przymusowej, do Żydów przy ul Janowskiej, do getta warszawskiego i do innych miejsc. W 1944 roku Niemcy zmusili prof. Weigla do opuszczenia Lwowa. Dr Henryk Mosing został i sowieci powierzyli mu zorganizowanie na nowo Instytutu Epidemiologii. Pozbawiono go urzędu kierownika instytutu, był jednak odpowiedzialny za oddział tyfusu plamistego i mógł osobiście dobierać współpracowników – tu panowała powszechna życzliwość i spokój. Dr Mosing pracę traktował jako swoje życiowe powołanie. Dokonał kilku odkryć, ale nigdy nie otrzymał awansu, bo nie należał do partii.
Dla pozostałych we Lwowie Polaków był człowiekiem zesłanym przez Opatrzność. Odwiedzał chorych, samotnych i wracających z lagrów i więzień. Nie tylko leczył ich za darmo, ale i wspomagał finansowo, chociaż miał marną pensję. Opiekował się osieroconymi dziećmi, młodzieżą, studentami. Wspierał każdego potrzebującego. Młodych chłopców pragnących zostać kapłanami, uczył łaciny, greki, teologii moralnej – oni nazywali go ojcem Pawłem. Dzięki ich inicjatywie w 2008 roku został ogłoszony Sługą Bożym, obecnie trwa proces informacyjny.
Miał pragnienie leczenia nie tylko ciał, ale i dusz. Zwrócił się do prymasa kardynała Stefana Wyszyńskiego z prośbą o udzielenie mu święceń kapłańskich. Będąc w delegacji w Polsce, w 1961 roku został potajemnie w Laskach koło Warszawy, w asyście bpa Karola Wojtyły, wyświęcony na księdza. Przez 30 lat przemierzał tereny ZSRR – od Ukrainy aż po Kaukaz i Syberię, służąc jako duszpasterz. Spowiadał, oczywiście w ukryciu, w domach prywatnych odprawiał Mszę św., ewangelizował, skupiał świeckich pomocników Kościoła, tworząc w ten sposób Instytut św. Wawrzyńca.
Po śmierci, 27 listopada 1999 roku spoczął w rodzinnym grobowcu na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie. Papież Jan Paweł II przesłał na ręce metropolity lwowskiego abpa Mariana Jaworskiego list, podkreślając zasługi Ojca Pawła dla Kościoła Milczenia, któremu Ojciec Paweł zostawił przesłanie: „Nie zmarnować życia, daru Eucharystii, czasu i choroby”.

